Konflikty w rodzinie, czyli czy słowa mogą mieć moc?

Dziecko ma prawo do poważnego traktowania jego spraw. Do sprawiedliwego ich rozważania. – Janusz Korczak. Biorąc sobie do serce te słowa, możemy żyć prościej i zgodniej w rodzinie. Wystarczy, że zauważmy nasze dziecko, że będziemy je traktować jak partnera – rozmawiać z nim, umiejętnie stawiać granice i co najważniejsze – być z nim, słuchać i prowadzić na właściwe tory.

Konfliktów w rodzinie nie da się uniknąć, bowiem rodzina składa się z niezależnych od siebie, często mocno indywidualnych jednostek. I potrzeby każdego z jej członków są tak samo ważne. Konflikty często też rodzą się z miłości, troski, dbania o siebie nawzajem – niekoniecznie upartości i usilnego stawiania na swoim. Nie należy ich zatem traktować jak walki, bo przecież rodzina to bliscy sobie ludzie, a nie wrogowie. A konflikty – nieuniknione i powszechnie nielubiane – świadczą o próbie porozumienia się i poukładania interesów, priorytetów i potrzeb wszystkich członków. Próbując je rozwiązać, próbujemy się porozumieć i zadbać przy tym o swoje potrzeby.

W momencie, w którym w naszej rodzinie pojawia się dziecko, konflikty przechodzą zupełnie nową drogę i wkraczają na zupełnie nowe tory. Teraz trzeba pogodzić interesy wielu osób równocześnie, a także zrobić to na tyle umiejętnie, by nauczyć dziecko społecznych i akceptowalnych zachowań. Tak powinniśmy działać, bowiem konfrontacja własnych pragnień i potrzeb, a życzenia rodziców uczą dziecko doświadczenia własnej odrębności. Budują jego niezależność jako jednostki. W sytuacjach konfliktowych, które zwykle są dla nas trudne i nieprzyjemne – szukajmy rozwiązań, tak by spróbować zaspokoić potrzeby wszystkich – bowiem odpowiednio rozwiązany konflikt jest bardzo wartościowy dla dziecka. Dzięki takim sytuacjom nasze dziecko uczy się społecznych zachowań i ćwiczy społeczne umiejętności.

Jak w takim razie rozwiązywać konflikty? Najgorsze, co możemy zrobić jako rodzice, to albo zamieść problem pod dywan i uznać, że przestał istnieć, albo za pomocą krzyku próbować egzekwować jego rozwiązanie. Pokazanie kto jest silniejszy i kto dyktuje warunki, kary czy restrykcje być może i rozwiążą konflikt na naszą – rodziców korzyść, ale przy tym zniszczą relację i więź z dzieckiem, spowodować mogą poczucie krzywdy i niesprawiedliwości, a co za tym idzie – w kolejnych latach życia dziecka nasilać działania agresywne czy zaburzenia osobowości. Można tak – ale nie polecamy tego sposobu, gdyż ma niewiele wspólnego ze świadomym wychowaniem. Ale można inaczej. Tylko rozmowa i równy dialog dwóch stron mogą przynieść pożądany efekty – uwzględnienie interesów wszystkich dzięki rozmowie, negocjacjom i opisanej przez Thomasa Gordona strategii „wygrana – wygrana”.

Strategia ta – przeciwnie do innych (wygrany/przegrany oraz przegrany/przegrany) polega na wspólnym poszukiwaniu rozwiązań, tak by każde ze stron odniosła korzyść i tak, by rozwiązanie zadowoliło każdego. W relacjach rodzice – dziecko nie zawsze są negocjacje są możliwe – w przypadku gdy dziecko koniecznie chce gotować swoją zupę obok buchającego na naszym piecu garnka z wrzącą wodą czy zupą – nie możemy ustąpić, ale możemy rozmawiać i zaproponować inną formę zabawy. Może tę swoją zupę ugotować na przykład przy stole. Możemy zasugerować dwa miejsca do wyboru.

Thomas Gordon wyróżnia trzy postawy rodziców w rozwiązywaniu konfliktów. Zwycięzców wierzących w nakazy, zakazy, polecenia i bezwzględne posłuszeństwo dziecka. Oni zawsze mają rację, wiedzą lepiej i działają dla dobra dziecka. Zwyciężonych – tych wciąż i wciąż ustępujących dziecku – w absolutnie każdej kwestii, często dla świętego spokoju. Zobacz kolejną bajkę jeśli chcesz, tylko nie wrzeszcz, zjedz kolejną czekoladę, mimo że jest późny wieczór i pora na kolację. Typ trzy – rodzice chwiejący się – skrajnie surowi bądź nieodpowiedzialnie pobłażliwi. Często na zmianę, co wywołuje brak stabilności w świecie dziecka i jego dezorientację wśród nauki zasad.

Strategia wygrany – wygrany zakłada wykonanie sześciu kroków, dzięki którym nie staniemy się rodzicami o powyższej charakterystyce, a wychowany nasze dziecko, ucząc je zachowań społecznych i odpowiedzialnego rozwiązywania konfliktów, z których każdy może wyjść obronną ręką. Thomas Gordon uwzględnia tutaj:

1/ Rozpoznanie i nazwanie sytuacji konfliktowej – to czas, kiedy możemy ostudzić emocje, wziąć wdech i wydech, i dopiero wtedy zacząć rozmawiać. Nie w samochodzie, odwożąc dziecko do przedszkola czy szkoły! Komunikaty powinny być krótkie i stanowcze, ale nie oskarżające. Bardziej skupiamy się na JA niż na TY. Ja się źle czuję z tym zachowaniem, a nie „Ja się źle czuję przez Ciebie”.

2/ Zrozumienie uczuć i potrzeb dziecka – po co? By ono mogło zrozumieć siebie. Wracamy do pierwszego zdania tego artykułu – słuchajmy dziecka. Aktywnie. Jego argumentów i akceptujmy je, próbując nazwać uczucia dziecka. Nie oznacza to zgody na dane zachowanie, sytuację, a jedynie próbę opisania motywów, uczuć które kierowały dzieckiem.

3/ Szukamy rozwiązania razem. Zacznijmy od pytanie czy dziecko ma pomysł, jak rozwiązać sprawę, co może nam pomóc, jak ono myśli? Możemy też zasugerować swoje pomysły, dając wybór, ale najpierw niech dziecko poda swoje, bo być może będą zbieżne z naszymi. A ta kolejność ma znaczenia, gdyż dając wybór znów szufladkujemy i zbliżamy się trochę do formy „wygrany – przegrany”, ponieważ tak naprawdę dziecko nie ma wyboru, a wybiera spośród rozwiązań aprobowanych przez rodzica. Nie oceniajmy, nie krytykujmy, nie komentujmy. Spróbujmy zebrać pomysły w całość.

4/ Oceńmy rozwiązania – te które wspólnie wymyśliliśmy – krytyce poddajmy i swoje pomysły, i dziecka. Analizując i eliminując, podajmy powody odrzucenia konkretnych rozwiązań.

5/ W kroku piątym wspólnie wybieramy najlepsze rozwiązanie, drogą eliminacji zostało to które możemy przyjąć wspólnie. Dzięki czemu konflikt zostaje rozwiązany ze wzajemnym szacunkiem, a kompromis jest zawdzięczany wszystkim uczestnikom konfliktu. Czasem pomysł musi zostać trochę zmodyfikowany, ale mając już wspólnie wybrane jedno rozwiązanie, możemy nad nim pracować.

6/ Wprowadzamy słowa w życie. I nasze ustalenia. Możemy zapisać je na kartce i przypiąć na lodówce, możemy wspólnie zadecydować od kiedy zaczynamy realizować pomysł i jakie poszczególne osoby mają w nim swoje role, kto za co odpowiada. Z czasem oceniamy, czy nasz pomysł zaowocował czy sytuacja może wymaga innego rozwiązania.

Oczywiście strategia ta nie zawsze ma miejsce na zastosowanie, ale w większości rodzinnych konfliktów na linii rodzice – dziecko sprawdzi się. Wychowanie dziecka bywa trudne i wymagające, pochłania naszą energię, targa emocjami, wymaga pracy – przede wszystkim nad sobą i nad swoimi zachowaniami. To my jesteśmy przewodnikami w świecie dziecka, które obserwując nasze strategie i nasze zachowania, czerpie z nich i uczy się. Warto rozmawiać i być – a nie upierać się przy swoim lub machać na wszystko ręką.

 

Tekst powstał w oparciu o lekturę książki Konflikty w rodzinie, aut. Katarzyna Dworaczyk