Będąc rodzicem prędzej czy później będziemy musieli zmierzyć się z tematem złości. Zarówno swojej, jak i swojego dziecka. I raczej prędzej niż później. W zasadzie nawet szybciej, niż nam się wydawało. Złość jest emocją, jak każda inna. Nie należy się jej bać. Złość nam pomaga. Musimy więc tę naszą złość oswoić i zaakceptować. Na pewno nie powinniśmy z niej rezygnować i tłumić. Powinniśmy nauczyć się z niej dobrze korzystać. Dla naszego dobra.
Życie rodzinne ocieka emocjami. Czasami dochodzi do ich spiętrzenia i wtedy… wybuchamy. Zwłaszcza na linii tak wyjątkowej relacji, jaką tworzymy my dorośli ze swoim małym dzieckiem. Nie rzadko ocierając się o agresję, krzyczymy, rzucamy, przerażamy siebie i swoje dziecko. Po takim wybuchu, wielokrotnie wyrzuty sumienia nie pozwalają nam funkcjonować. Takie rozładowanie gniewu nie pomaga, wręcz przeciwnie – może ten gniew i wszystkie inne złe emocje nasilić. Złość nie jest zła, złość pilnuje naszych granic. Dlatego jest ważna, ale musimy się nauczyć umiejętnie nią zarządzać i ją wykorzystywać. Kiedy nauczymy się ją dobrze przeżywać, to pozwolimy także na jej umiejętne wykorzystywanie przez nasze dziecko. Po to, by zadbać o swoje potrzeby.
Złość to emocja, jak każda inna, ale bardzo trudna emocja. Nieprzyjemna w przeżywaniu. Zwykle jest połączona z innymi trudnymi emocjami, jak lęk, wstyd czy poczucie winy. Zwykle też, przeżywając złość nie jesteśmy świadomi tych powiązań. Pierwszy krok do zrozumienia złości, to zrozumienie lęku, który może być przyczyną złości, a jest to często lęk związany z naszymi potrzebami i ich zaspokajaniem. Jeżeli czujemy, że musimy odpocząć, a dziecko jest angażujące i akurat w tej konkretnej chwili chce z nami się bawić, pójść na plac zabaw, wspólnie czytać – nie powinniśmy lekceważyć naszej niezaspokojonej potrzeby, w tym wypadku odpoczynku. Bowiem to niezaspokojone potrzeby są źródłem złości. Jakość naszej zabawy w takiej chwili z dzieckiem będzie nijaka, prędzej czy później zmierzymy się ze swoją złością – wybuchniemy z byle przyczyny – oberwie się naszemu parterowi, naszemu dziecku, a może i nawet przypadkowej osobie. Złościmy się, kiedy nasz organizm mówi dość. Po prostu. Tak samo robią duzi, jak i mali.
Wybuchy dziecięcej złości również mają swoje podłoże często w niezaspokojonej potrzebie. Potrzebie bliskości, głodu, zmęczenia albo po prostu ciężkiego dnia. Te przecież zdarzają się każdemu. Dzieciom również. Może dzień w przedszkolu był męczący, może ktoś mały po prostu chce być zauważony – to się może zdarzyć, kiedy my dorośli zajmujemy się wszystkim i dzieckiem przy okazji. Warto pamiętać, że czas z dzieckiem może by wyjątkowy, jeśli przez chwilę skupimy się tylko na nim. I nikt nie mówi tutaj od razu o tym, by rzucić wszystkie inne obowiązki i przyjemności, i po prostu skupić się na dziecku. Mówimy o tym, by ze wszystkich obowiązków i całego dnia, znaleźć choć pół godziny tylko i wyłącznie na czas z dzieckiem. Taki czas bez telewizji i bez naszego smartfonu, bez spoglądania na zegarek i bez bycia obok, a z byciem w. W zabawie, we wspólnym czytaniu, we wspólnym gotowaniu, w wspólnym zbieraniu patyków w lesie. Po prostu być. Takie chwile też pomagają okiełznać złość. Kiedy wszystko jest na swoim miejscu, kiedy wszystkie potrzeby są zaspokojone, złość się pojawia – ona zawsze się pojawia w życiu rodzinnym, ale my umiemy z niej korzystać.
Dalej się złościmy i mamy prawo to robić. Zwykle w sytuacjach krytycznych. Kiedy przykładowo po trudnej nocy, pełnej pobudek, rano musimy wcześnie wstać, spieszymy się na ważne spotkanie, do pracy, a nasz maluch odmawia wstania z łóżka, zmiany pieluchy, ubrania się, wreszcie wyjścia z domu. To momenty, które potęgują złość. By nie doszło do wybuchu, warto spróbować ze złością pracować, wyciszyć umysł. Pomyśleć, że nie tylko my mamy trudny poniedziałek. Nasze dziecko też. Warto w takich momentach o tym pamiętać.
Wybuchy złości u małych dzieci są też po prostu wynikiem niedojrzałego układu nerwowego. Małe dzieci okazują swoje emocje w niekontrolowany sposób, bo po prostu inaczej jeszcze nie potrafią. I nie wynika to z ich niechęci, czy robienia nam na złość, nie jest to też żadna manipulacja i wymuszanie krzykiem czy płaczem. Jest to po prostu, najzwyklejsze w świecie odreagowanie trudnych chwil, powiedzenie czego potrzeba w danym momencie. Mały człowiek po prostu nie potrafi inaczej. Zaprzyjaźniając się ze złością, jesteśmy w stanie nad nią panować – nie tłumić – a odpowiednio kierować. Okiełznanie złości to takie trochę jej wyprzedzenie, poznanie problemu i zapalnika. Kiedy zrozumiemy jaka obecnie potrzeba jest niezaspokojona, możemy o zbliżającym się wybuchu złości poinformować rodzinę, możemy też starać się zrozumieć siebie i zaspokoić – w miarę możliwości – potrzebę, która może spowodować wybuch.
Z dziećmi jest trudniej. Dzieci początkowo nie rozumieją emocji, dopiero się ich uczą. Biorąc pod uwagę, iż chcemy by doskonale sobie z tymi emocjami radziły, nie każmy im ich tłumić. Jeżeli nasze dziecko rzuca zabawkami, tupie nogami, kładzie się na podłogę – wspierajmy, nie atakujmy. Ono właśnie tak radzi sobie z emocjami, ze złością, z lękiem, ze stresem. Wspierajmy, spróbujmy zaspokoić jego potrzebę i być latarnią na tym wzburzonym oceanie emocji. Taka nasza – rodziców – rola.